49-letni mężczyzna w stanie wskazującym na silne upojenie alkoholowe trafił do szpitala po tym, jak należący do niego samochód rozbił się na betonowym słupie energetycznym. Mężczyzna zaprzeczył, że kierował samochodem, jednak był on jedyną osobą, którą okoliczni mieszkańcy zastali na miejscu dosłownie chwilę po zdarzeniu.
W czwartek chwilę po 21:30 służby otrzymały informację o wypadku, do którego doszło na wylocie z Niemodlina w kierunku Sadów. Jak się okazało, mustang GT cabrio z dużą siłą uderzył w betonowy słup energetyczny.
– Według osób, które słyszały zdarzenie i od razu wybiegły na pomoc, na miejscu był jedynie 49-letni mężczyzna, właściciel samochodu – powiedziała w rozmowie z serwisem piracidrogowi.pl, mł. asp. Agnieszka Nierychła z Komendy Miejskiej Policji w Opolu. Była od niego wyczuwalna silna woń alkoholu, jednak nie zgodził się on na badanie alkomatem i zaprzeczył, jakoby miał kierować samochodem – dodaje policjantka.
49-latka zabrano do szpitala i tam przymusowo pobrano mu krew.
Jak się okazuje, samochód kilkadziesiąt minut przed wypadkiem był kontrolowany przez policjantów, gdy kierował nim inny mężczyzna, a właściciel – od którego już wtedy była wyczuwalna silna woń alkoholu a jego mowę policjanci określili, jako bełkotliwą – jechał na miejscu pasażera. Po zdarzeniu drogowym, wcześniejszy kierowca w rozmowie z policjantami powiedział, że jakiś czas wcześniej odwiózł właściciela i zostawił mu samochód, a sam wrócił do domu.
Z uwagi na wysokie prawdopodobieństwo, że to jednak 49-latek kierował mustangiem, policjanci zabrali mu prawo jazdy. Na miejscu pracowała grupa dochodzeniowo-śledcza, która zabezpieczała ślady, w tym m.in. materiał DNA z samochodu, a także przesłuchano świadków, których na miejscu było sporo.
Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
(Źródło i fot: PiraciDrogowi.pl)
Prawdziwy western ha ha